Dywidenda to pojęcie, o którym w czasach kryzysu na rynkach finansowych dużo słyszymy. Hossa, bessa, akcja, obligacja, etc. aż uszy bolą. Jesteśmy bombardowani najróżniejszymi pojęciami z zakresu finansów, ekonomii i ciągle słyszymy o długu publicznym. O ile dokładną analizę kryzysu i finansów zostawiamy fachowcom, o tyle warto znać podstawowe pojęcia ekonomii. Zacznijmy od dywidendy…
Aby zrozumieć pojęcie dywidendy potrzebujemy kontekstu. Zacznijmy od odpowiedzi na pytanie:
Zasada działania giełdy jest prosta i łatwa do zrozumienia. Na giełdzie firmy sprzedają „udziały” w postaci akcji. Oznacza to, że firma wystawia na sprzedaż kawałek siebie. Inwestor, który kupuje akcje danej firmy staje się jej współwłaścicielem (w bardzo niewielkim stopniu, rzędu promili, ale jednak).
Można zadać sobie, skądinąd słuszne pytanie, po co to wszystko? Po co założyciel firmy sprzedaje udziały w firmie nieznanym ludziom? Odpowiedź jest prosta: by na tym zarobić. Zwykle firmy emitują akcje gdy potrzebują środków na inwestycje czy rozwój. Jeśli takich pieniędzy nie mają „na koncie”, to emitują akcje. Inwestorzy płacąc za akcje określoną cenę takie pieniądze przekazują przedsiębiorstwu. Mając fundusze firma rozwija się, produkuje więcej, lepiej i taniej, zatem jej zyski rosną. A skoro rosną zyski, to wartość firmy rośnie. Rosną też ceny akcji tejże firmy. Zatem inwestorzy sprzedają akcje innym inwestorom, po odpowiednio wyższej cenie. I w ten sposób wszyscy są zadowoleni.
Jeśli taka sytuacja dotyczy większości firm notowanych na giełdzie (czyli takich, których akcje można na giełdzie kupić) i trwa długi okres czasu, to mówimy o hossie, czyli długotrwałym wzroście indeksów giełdowych.
Jeżeli jednak firma pieniądze uzyskane ze sprzedaży akcji, mówiąc brzydko, przeje (np na dodatki dla pracowników), czyli nie zainwestuje ich, to akcje tracą na wartości. Taka sytuacja wobec większości spółek giełdowych to bessa.
Inwestor, czyli gracz giełdowy, kupując akcję przekazuje swoje pieniądze przedsiębiorstwu. Jak łatwo się domyślić, nic za darmo. Skoro przekazuje pieniądze, to coś musi dostać w zamian. Inwestor w chwili kupna akcji staje się akcjonariuszem przedsiębiorstwa, którego akcje kupił i jako taki ma swoje prawa. Jest ich cztery: dywidenda, prawo do akcji, prawo poboru oraz prawo do części masy upadłościowej.
Dywidenda to jedno z praw akcjonariusza, które polega na tym, że akcjonariusz ma prawo do części zysku wypracowanego przez przedsiębiorstwo. Ta część zysku przynależna akcjonariuszowi jest proporcjonalna do ilości udziału tego inwestora w przedsiębiorstwie. Trochę to skomplikowane, ale na przykładzie łatwo się to zrozumie: Pan Iksiński kupił 1000 akcji firmy Igrek. Stanowi to 1% przedsiębiorstwa. Firma Igrek wypracowała w ciągu roku zysk 100 000zł (milion złotych). Zatem zgodnie z prawem dywidendy, panu Iksińskiemu przynależy 1 % zysku czyli: 1% * 100 000 = 1000zł. Oczywiście, nie jest to w istocie takie proste, należy jeszcze od zysku odjąć podatki, ale w ogólności: o to właśnie chodzi.
Trzeba jeszcze tylko powiedzieć, że dywidenda jest bardzo rzadko wypłacana. Głównym zyskiem inwestorów jest ten generowany przez handel akcjami, zatem zarabiają oni na różnicy kursów akcji. Mało który gracz trzyma akcje na tyle długo, by wypłacono mu dywidendę. Wynika to z prostego rachunku: kilkaset akcji to bardzo mały udział w firmie, zatem wartość dywidendy jest bardzo niewielka i bardziej opłaca się akcję sprzedać, niż trzymać.
Prawo poboru jest kolejnym prawem akcjonariusza. Chodzi o to, że akcjonariusz ma prawo utrzymać procentowy udział w przedsiębiorstwie po emisji nowych akcji: jeśli pan Iksiński miał 1% firmy Igrek, to po emisji nowych akcji, ma prawo kupić tyle nowych akcji, by utrzymać 1 % udział w firmie. Bardzo proste i bardzo ważne prawo każdego inwestora.
To dużo bardziej skomplikowany instrument prawny. Chodzi o to, że przed fizycznym wypuszczeniem akcji na rynek, czyli przed emisją, inwestor posiadający jakieś akcje tej firmy, ma do nich prawo, gwarantowane przez swój udział. Prawo do akcji jest papierem wartościowym i jako takie może być sprzedane. Przykład? Nasz Pan Iksiński nie chce utrzymać 1 % udziału w firmie Igrek, zatem sprzedaje swoje prawo do akcji pani Zetowej. Ta, po wejściu akcji na giełdę ma prawo do takiej części z nich, jaka przynależała panu Iksińskiemu.